Często można usłyszeć opinie, mówiące o chciwości i bezwzględności firm ubezpieczeniowych. Prawda jest jednak taka, że pracownicy tychże placówek wiele już widzieli i wiedza, że klienci mogą być bardzo zdeterminowani w wyłudzaniu świadczeń.
Dawno, dawno temu było tak, że jak człowiek się potknął, to otrząsał się, ewentualnie przeklął pod nosem i po prostu ruszał dalej. W czasach globalnej monarchii pieniądza, zaradny obywatel zastanawia się co może mieć z tego upadku. Kiedyś po wywrotce, zajmowano się opatrunkiem i łagodzeniem siniaków, dziś szuka się winnych, którzy mogą nam najwięcej wypłacić. Nie oszukujmy się – coraz mniej w nas litości dla ubezpieczycieli. Gdyby w dzisiejszych czasach żył Ikar czy Syzyf – z pewnością wywalczyliby potężne zadośćuczynienie.
Doktor Fraud. W slangu ubezpieczeniowym powstało specjalne określenie usiłowań wyłudzenia – takie praktyki nazwano fraud. Trzeba przyznać, że ubezpieczeni są wyjątkowo kreatywni w próbach otrzymania odszkodowania. Metoda na upadek to częsty sposób na wyłudzenia. Najlepiej sprawdza się we wszelkich centrach handlowych. Tutaj spektakularne upadki mają obciążyć właściciela sklepu, który, podobno, jest winny temu zdarzeniu. Ubezpieczyciele spotykają klientów, którzy notorycznie spotykają się z posadzką w wybranych marketach. Grawitacja bywa okrutna.
Niektórzy wyłudzacze w ten sposób dorabiają sobie do emerytury czy renty. Zazwyczaj ich los przedstawiany jest ubezpieczycielom jako prawdziwa tragedia – np. złamany palec powoduje znaczne obniżenie samopoczucia i wypadnięcie z życia społecznego. Tutaj nie pomoże miłe słowo od firmy ubezpieczeniowej, tutaj lekarstwem jest tylko kasa.
Dobre firmy ubezpieczeniowe potrafią rozpoznać takich abonamentowych poszkodowanych. Niekiedy przymyka się na to oko, wypłacając pomniejsze kwoty, czasem jednak zaostrza się przepisy. Polacy są jednak bardzo zdolni, więc szybko znajdują kolejny sposób na obejście przepisów. Polak potrafi, a ubezpieczyciel płaci.